niedziela, 10 stycznia 2010

Vektor

Vektor - Studio Report #2 

Sesja nagraniowa "Black Future"


wtorek, 17 listopada 2009

LOST SOUL

Studio report z sesji nagraniowej Immerse in Infinity

wtorek, 10 listopada 2009

MONSTROSITY - Spiritual Apocalypse


Dzisiaj zmusiłem się, a raczej niechęć do robienia czegokolwiek zmusiła mnie do odpalenia writera. Walne parę zdań na temat albumu który aktualnie przesłuchuję. Przy przeglądaniu zawartości dysku natrafiłem dzisiaj na katalog z napisem MONSTROSITY - Spiritual Apocalypse. O ile pamięć mnie nie myli słyszałem tą kapele niedawno w deathfm, ale nie byłem pewien, nazwa znana, czytana. Płyta wydana gdzieś w roku 2007. Dodam jeszcze że panowie pochodzą z USA. Bez większego zastanowienia klik otwórz w Foobarze. Tytułowy kawałek na początek, no i nie ma wątpliwości pierdolniecie młota i wiadomo ze będzie zajebista deathmetalowa jazda bez żadnych pierdół niepotrzebnych. Po pierwsze, super szybkie blasty, perkusja zazwyczaj napierdala sekcje, ale czeto podbija riffy gitary. Po drugie gitary brzmienie bardzo mięsiste, riffy nie powalają, raczej mamy do czynienia z szybkim kostkowanie do szesnastek, aczkolwiek miejscami jest interesująco. Solówki jakoś do mnie nie przemawiają. Po trzecie wokale, te bardzo wyraźne, dominujące, momentami mamy podwójne mieszane wokale z bardzo wysokim growlem, taki takie darcie ryja to rozumiem ! Kompozycje to nie proste deathmetalowe nadupianie, raczej dobrze przemyślane dobre metody, można spokojnie stwierdzić, techniczne granie. Momentami melodyjnie, lecz nie bez przesady, te parę motywów da się przeżyć. Goście mają świetny warsztat, od technicznej strony nie można absolutnie niczego zarzucić. Co do tekstów to się nie wsłuchiwałem ani tym bardziej nie czytałem lyricków. Brzmienie Spiritual Apocalypse stoi na bardzo dobrym poziomie, album po kilkukrotnym przesłuchaniu nie męczy a przyciąga. Płyta utrzymana w dobrym klimacie, w całości, ciekawa, nie nudzi. Takie objawy mają same najlepsze produkcje. Cały materiał zajmuje jakieś 40 min. Średni czas nagrania to około 4:30 min, dla mnie totalnie in plus. Fanom death metalu polecam jak najszybsze zapoznanie się z tym materiałem.

niedziela, 8 lutego 2009

Organic Hallucinosis

- Earache Records, 2006

Ktoś prosił o klasyk? Ależ proszę bardzo. Decapitated, przedstawiciele współczesnego death metalu, którzy swoim rzemiosłem i talentem, tak talentem (podkreśl) zagwarantowali sobie miejsce w encyklopediach. Potężnym atutem bandu jest wiek muzyków. Kiedy zaczynali najmłodszy z nich miał zaledwie 12 lat, najstarszy zaś 15. Czyż to, nie jest imponujące? Czwarty, studyjny album krośnieńskiej formacji to, nieco ponad pół godziny prawdziwej uczty melomana. Krążek ujrzał światło dzienne 7 lutego '06 w USA. Dopiero później 13 i 22 lutego, kolejno w Europie i Japonii. Pod czujnym okiem braci, Wojtka i Sławka Wiesławskich. Ostatni album podkarpackiego kwartetu wgniata w fotel nawet tych, którzy na co dzień nie są sympatykami rzeźnickich brzmień. Po odejściu Saurona, który rezygnację z kapeli umotywował problemami zdrowotnymi, Szeregi Decapitated zasilił Adrian 'Covan' Kowanek, wcześniej grający z grupą Atrophia Red Sun. Muszę przyznać, że chłopaki wiedzieli kogo zaprosić do współpracy. Uważam, że Covan doskonale odnalazł się w sytuacji. O ile growling Wąsowicza był momentami męczący (patrz: Mother War z Nihility), o tyle wokal Kowanka to, prawdziwy wyczyn i porządne darcie mordy. Słychać u niego thrashową manierę, co niewątpliwie odróżnia go od swojego 'warczącego' poprzednika. Organic Hallucinosis to, trzydzieści trzy minuty w całkowitym zatraceniu. Szczęśliwa siódemka, rzekłabym. Drzwi do lochu otwiera - A Potem About An Old Prison Man, żywioł i zawrotnie szybkie tempo z powtarzającymi się riffami doskonale pokazuje nową twarz Decapitated. Do materiału wykorzystany został tekst z 1984 roku, napisany przez mordercę Charlesa Mansona. No, mieli chłopaki niezłe ideały. Pozycję drugą zajmuje song o wdzięcznej nazwie Day 69 – bez dwóch zdań, mój ulubiony numer zespołu, tak w ogóle. Już sama nazwa jest jakże zachęcająca, szczególnie jej drugi człon ;) Całkowicie wymłócona perka, precyzja, szybkość i pomysł to, najważniejsze! Wyrafinowane ciężkie brzmienia. Gitary? Niejeden uparciuch tysiąc razy wymieni struny, a z gryfu zostanie wiór, zanim zagra podobnie jak Wacław bo, tak jak on nie zagra już nikt! Wyższa szkoła jazdy panowie. Chylę czoła przed talentem starszego z braci. Vogg, Vogg, Vogg – leżę i kwiczę każdej nocy. Next, Revelation Of Existence (The Trip) Mówcie co chcecie, możecie mnie nawet pochłonąć, ale moim zdaniem to najciekawsze bębny na całym longplayu. Doskonała technika, cudowne przejścia i to.. zakończenie – naprawdę smakowity kąsek. Następny przysmak to, Post (?) Organic - szatańskie intro, zadziorny, szorstki, ale wyrazisty wokal Covana, dynamiczna perka kolegi Witolda i mordercze solówki. Vogg, ty moja mroczna fantazjo ;) Piąta odsłona Organic Hallucinosis, to 6-minutowa dzicz, piekło i zamęt. Wokal pod koniec przypomina mi Daniego z Cradle Of Filth (4:20 – 4:45) Mowa tu, o utworze zwanym, Visual Delusion. Diabelska szósteczka ochrzczona jako Flash-B(l)ack, prawdziwy rarytas. Brawa i pokłony dla młodego (nieżyjącego już) bębniarza. To, co wyczynia ten młodzieniec przechodzi ludzkie pojęcie. Sorry, ale mój umysł nie jest chyba w stanie tego w pełni ogarnąć. Tak, Zdecydowanie! Bracia Kiełytka to, mój ulubiony polski duet. Zaskakujące? Invisible Control, następny zajebisty materiał, niestety już ostatni na płycie. Za to, niewiarygodnie agresywny, z fenomenalnym solo Vogga przy, którym kolejny raz zdycham jak pies! Krążek został zamknięty z klasą! Warto napomknąć też o okładce Organic Hallucinosis, której autorem jest grecki grafik i malarz Seth Siro Anton. Współpracował on również z takimi kapelami jak Paradise Lost czy Rotting Christ. Miłe dla oka, naprawdę! Dlaczego Decapitated, dlaczego właśnie ten album. Odpowiedź jest prosta. Ta płyta jest ze wszech miar doskonała. Nie ma tu dźwięków przypadkowych, odnoszę wrażenie że każda nuta dopasowana jest jak w układance. Gitara basowa jest wyraźnie słyszalna, a następca Saurona nawet nie próbuje go naśladować. Co powoduje, że wydanie jest świeże i interesujące. Nie chcę nawet myśleć, co by było z nimi, gdyby nie doszło do nieszczęśliwego wypadku. Majstersztyk! Zdania na temat płyty są podzielone. Nawet jeżeli nie jest on, tym najlepszym to, na pewno jest najciekawszym i najodważniejszym ze wszystkich. Mnie samej doszczętnie wyrywa trzewia. A jednak Polak potrafi.

Jako ciekawostkę dodam jeszcze, iż Vogg jako muzyk sesyjny, gra teraz z olsztyńskim Vaderem.

10/10

Adrian 'Covan' Kowanek – wokal
Marcin Martin Rygiel – gitara basowa
Wacław 'Vogg' Kiełtyka – gitara elektryczna
Witold 'Vitek' Kiełtyka – instrumenty perkusyjne

niedziela, 11 stycznia 2009

Chaos A.D.

- Roadrunner Records, 1993

Grobowiec – z portugalskiego oznacza Sepulturę. Taką właśnie nazwę dla swojego zespołu wybrali dwaj brazylijscy bracia, Igor i Max Cavalera. Projekt narodził się w '84 roku po tym jak chłopcy wybrali się wraz ze swoim kuzynem, na koncert zespołu Queen. Chwilę po tym starszy z braci, Max, wyhaczył w sklepie muzycznym 'Woodstock' dwie znaczące kapele Venom i Slayer, które wywarły na nim tak ogromne wrażenie, że postanowił przekonać brata do założenia własnej formacji. Do składu dołączyli jeszcze, Jairo Guedz (Jairo T. - gitara) jako jedyny z nich, tak naprawdę potrafił zagrać coś więcej. Oraz Paulo Pinto Xisto Junior (Paulo Jr.) który dostał się do zespołu tylko dlatego, że posiadał własną gitarę basową) Max opanował gitarę i wokal, a Igor dumnie zasiadł za perkusją. No i się zaczęło.. piętnastoletnie dzieciaczki zaczęli grać. W rok później Sepultura nagrała swój pierwszy materiał - Bestial Devastation. W 1986 roku chłopaki wydali swój samodzielny album zatytułowany Morbid Visions. Dwa pierwsze dokonania Sepultury nie były czymś wybitnym, w końcu grane przez niedoświadczonych nastolatków, ale w Brazylii przyjęły się dosyć dobrze. Mimo to, thrashową kapelę zdecydował się opuścić Jairo na rzecz bardziej klasycznego grania. Problem jednak szybciutko się rozwiązał ponieważ na jego miejsce wskoczył niejaki Andreas Kisser. To właśnie z tym panem nagrany został trzeci album o jakże interesującej nazwie Schizophrenia. W dwa lata po jej wydaniu został wypuszczony kolejny album - Beneath The Remains. Trzeba przyznać, że album bardzo profesjonalny. Dzięki 'Beneath' o Sepulturze zaczęto mówić w Stanach i Europie. Kolejny płód 'Grobowca' to Arise z '91. W tymże roku, konkretnie w czerwcu odbył się pierwszy koncert Brazylijczyków w Polsce. Warto dodać , że album był przyczyną sporu między Slayerem a Sepulturą. Tu ciekawostka, ważną rolę w życiu i karierze Sepultury odegrała panna Gloria Bujnowski poznana przez Kissera, podczas trwania trasy koncertowej po USA w październiku, także 1991 roku. Została ona managerem szajki, a następnie żoną frontmana. Wydarzenie miało niemały wpływ na dalszy rozwój zespołu. I właśnie, o tym szczegółowo opowiem poniżej. Piąty album Sepultury zatytułowany Chaos A.D. nagrany został w Walii, pod skrzydłami holenderskiej wytwórni - Roadrunner Records. Chaos zmienił oblicze kapeli. Longplay zupełnie różni się od dwóch wcześniejszych wydawnictw. Jak Beneath The Remains i Arise kipiały agresją, tak A.D. jest bardziej wyciszony, a deathmetalowy duch został gdzieś pogrzebany. Chyba, żaden album kwartetu nie jest tak kontrowersyjny jak ten. Jedni zachwycają się nim bez końca, drudzy zaś mogą co najwyżej splunąć. Nie powiem, żebym szczytowała słuchając tego materiału. Niemniej jednak 'Anno Domini' jest dla mnie tworem znaczącym. Dlaczego? Tutaj zaczęła się moja przygoda z Sepulturą. Co sprawiło, że koledzy poszli w inny sznyt? Myślę, że właśnie kobieta, która pojawiła się w życiu starszego Cavalery, a później narodziny ich dziecka, zmieniły brzmienie zespołu. Max przeszedł duchową przemianę, stan nawrócenia. Było inaczej, zarówno od strony muzycznej jak i lirycznej. Album otwiera nam bicie serca Zyona, nienarodzonego jeszcze syna Maxa - w numerze nazwanym Refuse/Resist. Żeby było śmieszniej jest to, najciekawszy motyw w tym kawałku. Następnie Territory czyli song ze śmiałą perkusją. Trzeba przyznać, że kolega Igor miał duże pole do popisu i tym samym pokazał na co go stać. Territory, mój ulubieniec 'Chaosu' Bum! Nie wiem za to, o co chodzi kolegom w kawałku Amen, zastrzelcie mnie, ale czwarty utwór zdarza mi się mijać. Rehabilitują się natomiast w numerze instrumentalnym, Kaiowas. Utwór o charakterze radosnym. Bardzo lubię. Etniczne brzmienie nadaje ciekawy smaczek. Piosenka tak mało amerykańska, cieszmy się. Koleżanka obok zwana potocznie Propagandą to dosyć, dzika kompozycja z elegancką podwójną stopą, całkiem nieźle. Biotech Is Godzilla nie jest gwoździem programu, nic specjalnego więc zostawię. Nomad – mówią, że song jest tutaj zbędny. Mnie samej odpowiadają gitarki i pomysł młodszego z braci. Dziewiątka, kawałek dobry przed zaśnięciem, fajny wstęp bez zbędnych ozdobników. Melodyjna kompozycja dla babeczek, rzekłabym. Manifestu, sorry - nie kupuję, mam wrażenie, że zabrakło panom pomysłu na tą piosenkę. Następnie spotykamy cover, New Model Army - The Hunt. Song ostatni rozpieprza mnie maksymalnie, mam oczywiście na myśli rozmowę, a pod koniec bezsensowny śmiech kolegi Andreasa, który trwa niemniej niż półtorej minuty. No joke życia. I tak nowa twarz Sepultury została pokazana, w 12 mniej lub bardziej interesujących kawałkach. Zdania na temat Chaos A.D. są podzielone. Zdaniem ortodoksyjnych fanów brazylijskiego kwartetu, po albumie Arise - Sepultura już nic ciekawego nie stworzyła. Religijne nawrócenie Maxa, wielbicielom Beneath The Remains nie siada. No, ale są i tacy dla, których owa płyta jest kawałkiem dobrej roboty i świeżego mięcha. Ile par uszu, tyle też opinii. Chyba z wiekiem robię się sentymentalna i przez wzgląd na dawne czasy podaruję chłopakom ósemkę.

8/10

Max Cavalera - śpiew, gitara rytmiczna
Andreas Kisser - gitara prowadząca
Paulo Jr. - gitara basowa
Igor Cavalera - perkusja

czwartek, 8 stycznia 2009

Reign In Blood

- Def Jam Records, 1986

Rok 1986 był chyba rokiem przełomowym dla światowego thrash metalu. Kreator ze swoim Pleasure To Kill, trzeci gigant Metalliki no i wreszcie Slayer. 23 lata temu Amerykanie opuścili szeregi Metal Blade i podjęli współpracę z wytwórnią zwaną Def Jam. Po czym rozpętało się piekło. 7 października 1986 roku zespół wydał na świat swój trzeci studyjny album - Reign In Blood, którego producentem był Rick Rubin. Reign In Blood jest niewątpliwie bardziej dopracowany technicznie, od dwóch wcześniejszych krążków. Album ma zdecydowanie lepsze brzmienie. Potężną rolę odgrywa tu perkusja. Na tym wydaniu Dave gra swobodniej z rozmachem i w zawrotnie szybkim tempie. Bębny nie są wcale gorsze od siarczystych gitar. Nie oceniaj płyty po okładce? A dlaczego nie? Pomordowani ludzie w morzu krwi, a wśród nich siedzący na tronie kozioł – przywódca wykonujący hitlerowski gest. Proste, banalne a zarazem dzikie, porywające i jakże zachęcające. Pikczer świetnie oddaje klimat płyty. Kupuję bez dwóch zdań. Jak zmieścić Szatana w zaledwie 28 minutach? Otóż Slayer nie bawi się w smętne, depresyjne balladki dla piszczących panienek. To największe plugastwo i zgroza thrashowego rynku. Nie ma u nich miejsca na cukierkową kokieterię i zbędne ozdobniki. Album wpędza w kompleksy niejednego amatora. Słuchasz tej płyty i masz wrażenie, że jesteś na imprezie u samego Lucyfera. To arcydzieło, dziesięć fenomenalnych kompozycji!
Na 'dzień dobry' dostajemy kopa w dupę od 'Anioła Śmierci ', pozwolę sobie powiedzieć, że jest to najwybitniejsze dzieło w historii zespołu. W tym właśnie kawałku pan Lombardo udowodnił swoją potęgę. Niemiłosiernie szybkie tempo garów, gitary tnące ucho niczym żylety i wokal bestii niszczą wszystkich. Sam tekst Angel Of Death to, opowieść o zbrodniach Josefa Mengele w Oświęcimiu. Kolejny karkołomny numer to Piece By Piece. Utwór tak zdominowany przez perkusję Dave'a, że zabrakło w nim miejsca na chociażby jedno porządne solo gitarowe. Bohaterem tej 'powieści' jest morderca - kanibal. Trójeczka? Necrophobic! Ostre napieprzanie. Jednym słowem rzeźnia, której tekst oddaje wszystko. Mowa tu o sposobach pozbawiania życia tj. krzesło elektryczne, uduszenie czy wykrwawienie. Nie polecam słuchaczom o słabszych nerwach. Kolejne cudo to, Altar Of Sacrifice. Ach.. dziki, niezwykle dynamiczny kawałek z genialnymi przejściami. Chylę czoła! W środku spotykamy się z utworem skromnie nazwanym - Jesus Saves. Jak na Toma i jego załogę utwór zaczyna się spokojnie. Wolno się rozkręca, ale miłe złego początki. W połowie utworu czeka na nas prawdziwa burza z piorunami. Gitary Hanneman'a i King'a miażdżą mi mózg. Criminally Insane, ballada? Wypluj te słowa! Nic bardziej mylnego. Melancholijny wstęp to wejście do lochu. Prawdziwa gra na emocjach. Zmiany nastroju, mięsiste gitary i drapieżny wokal. Araya, w pełnej klasie, pokazał co potrafi. Szczęśliwa siódemka – Reborn. Powiem tak, utwór muzycznie nie porwał mnie jakoś specjalnie, ale.. tekst jest niemałym atutem kompozycji. Wiedźma spalona na stosie? Wielkie tak! Bardzo lubię te klimaty. Może mam coś z czarownicy? Epidemic czyli rzecz o zarazie, która liczy zaledwie 2 minuty i 23 sekundy. Godne podziwu. Next – Postmortem, Ubóstwiam kolegę Lombardo w tym sznycie . Padam na kolana i całuję stopy! Co prawda materiał pozbawiony solówek, ale za to Tomasz znowu popisał się niebanalnym wokalem. Momentami skrzeczy tak dziko, że mam wrażenie jakby siedział w tyłku władcy piekieł, ha! Raining Blood zamyka nam Biblię. Słyszycie odgłosy burzy i deszczu? Kapitalny motyw, który wprowadza słuchacza chyba w najpopularniejszy riff w historii thrashu. Wybitne! Kawałek mknie w tak zabójczym tempie, że prędkość światła (c =299792458 m/s), to przy tym pryszcz na nosie.
Reign In Blood to, doskonałe żonglowanie tematami tabu: śmiercią, piekłem bólem, przemocą, bestialstwem. Płyta wywołała ogromne kontrowersje, w niektórych krajach zabroniono nawet sprzedawania jej osobom nieletnim. A zespół oskarżono o rasizm i sympatie faszystowskie. Sam Araya mówi jednak, że płyta nie jest gloryfikacją okrucieństwa. Ma tylko pokazać do jakiej podłości może posunąć się człowiek. Album ten jest obowiązkiem każdego szanującego się 'metala' A band ma wtyki w klubie Belzebuba bez kitu.
Ponieważ to wydanie zawsze zmniejsza mnie do rozmiarów wirusa komputerowego, pozostawię go bez oceny.

Kerry King – sześciostrunowa gitara elektryczna
Jeff Hanneman – sześciostrunowa gitara elektryczna
Tom Araya – czterostrunowa gitara basowa, wokal
Dave Lombardo – perkusja

piątek, 19 grudnia 2008

Master Of Puppets

- Elektra 1986

W 1985 roku w Kopenhadze amerykańska grupa thrashmetalowa Metallica rozpoczęła pracę nad swoim trzecim studyjnym albumem – Master Of Puppets. To tutaj zespół wyznaczył standardy thrashowego grania. Dla fanów Hetfielda i jego świty jest to najdoskonalszy album w karierze zespołu. Prawdziwa perełka, geniusz w każdym calu. Mistrza Marionetek, można porównać z wcześniejszym albumem kompanii - Ride The Lightning. Chociażby kompozycją, zarówno na Ride The Lightning jak i Master Of Puppets zespół częstuje nas ośmioma smakowitymi kąskami. Każda płyta zawiera balladę, odpowiednikiem Fade To Black z Ride The Lightning jest tutaj - Welcome Home (Sanitarium). Obydwa kawałki zajmują pozycję czwartą. Można powiedzieć, że drugi i trzeci krążek Metalliki zamykają utwory instrumentalne. Kolejno: The Call Of Ktulu oraz Orion. Ten drugi skomponowany przez nieżyjącego już Cliffa Burtona. Master Of Puppets jest ostatnim albumem z udziałem Cliffa . Uważam, że jego następca Jason Newsted nie do końca sprostał zadaniu.
Tematyka utworów dotyczy min. manipulacji, prostym przykładem może być wspomniany już wcześniej utwór czwarty Welcome Home (Sanitarium). Mówiący o człowieku zamkniętym w domu wariatów, którego wbito w kaftan bezpieczeństwa, faszerując całą masą prochów. Gdzie tak naprawdę nikogo nie obchodzi los tego człowieka, a jego koniec najczęściej jest tragiczny.
Na tym albumie nie ma utworów zbędnych, niepotrzebnych czy słabych. Każdy utwór z tego wydania jest perfekcyjnie dopracowany, niesamowity i doskonały. Począwszy od dzikiego Battery na niebanalnym Damage, Inc kończąc. Trzeba przyznać, że Master Of Puppets słuchacz kupuje w całości, narkotyzując się każdym riffem. Jedyną wadą jaką można przypisać tej płycie jest to, że ich nie posiada. Myślę, że wszystkie utwory zagrane tutaj przez formację są nietuzinkowe i potrzebne.
Battery, utwór otwierający trzeci album kwartetu skomponowany przez Hetfielda i Ulricha. To najkrótszy kawałek z jakim mamy do czynienia na płycie. Utwór dziki, zagrany w bardzo szybkim tempie. Akustyczne wejście dodaje jej ciekawy smaczek. Następny w kolejce stoi utwór tytułowy. Ha! Przez ten kawałek doznałam chyba jakiegoś uszczerbku na mózgu. Za każdym razem kiedy słucham tego numeru niszczy mnie maksymalnie. Cudowne przejścia, mistrzowskie riffy i liczne zmiany nastrojów – od melancholii po kosmiczną agresywną bombę. Słowa 'Master, Master!' mówią już za mnie wszystko. To gigant wśród thrashmetalowych diamentów. Tytuł trzeciego kawałka przeczy wszystkiemu - The Thing That Should Not Be, czy to na pewno 'rzecz, której nie powinno być?' Absolutnie nie! Trzeba przyznać, że kolega Ulrich nie jest najlepszym perkusistą sceny metalowej, jednak w tym numerze pokazał klasę. Song tak dobry jak ten, pomyłką być nie może. Welcome Home (Sanitarium) naprawdę może doprowadzić do obłędu, szczególnie babeczki. Kobiety z reguły łase są na kąski powszechnie zwane balladą, a ta jest druga w karierze legendy. Inspiracją Hetfielda do napisania tego utworu była powieść 'Lot nad kukułczym gniazdem' - Kena Keseya. Disposable Heroes, numer jak najbardziej godny uwagi. Chociaż frontman długo pozostaje w cieniu kolegów tu, wokal wchodzi dopiero po upływie minuty i 36 sekund. Trędowaty Mesjasz? Szósta kompozycja, bardzo lubię ten tekst. Orion! Dla mnie to, najpiękniejszy utwór instrumentalny na świecie. Chłonę go każdą komórka swojego ciała. Solo strzelone na gitarze basowej to najprawdziwszy muzyczny orgazm. Utwór w znacznej mierze skomponowany przez Cliffa Burtona, który został zresztą zagrany na jego pogrzebie - 7 października 1986. I chyba już zawsze kojarzył się będzie właśnie z basistą. Album zamyka kawałek Damage. Inc gdzie wstęp na gitarze basowej jest notabene, zasługą Cliffa. Przerażająco szybkie, agresywne łojenie. Niszczy wszystko co zniszczyć można.
Podsumowując, to właśnie dzięki Master Of Puppets kwartet wykupił sobie bilet do wieczności w centrum metalowego wszechświata. Niewątpliwie jest to fenomen skupiony w ośmiu kompozycjach. Dla wielu fanów Metallica kończy się na trzecim krążku. Wielokrotnie słyszałam opinie: 'Tylko pierwsze trzy albumy', 'Metallica umarła po Masterce' Dla mnie Metallica, zamyka się na, ...And Justice For All. Płytka równie świeża i wartościowa jak trzy wcześniejsze. Solówka z tytułowego numeru porywa mnie ostatecznie za każdym razem. O trzeciej balladzie formacji nie wspomnę. (w końcu jestem kobietą) Po niej długo, długo nic, a dopiero potem Death Magnetic.
Jako ciekawostkę dodam jeszcze, iż Master Of Puppets znalazł się wśród pięćdziesięciu najwybitniejszych thrashowych płyt świata, brytyjskiego Metal Hammera z lipca bieżącego roku. Zaszczytne miejsce drugie. Lepszy od 'Mistrza' był tylko.. Reigin In Blood, no ale złotym dzieckiem Slayera zajmę się już wkrótce.

* James Hetfield – śpiew, gitara rytmiczna
* Lars Ulrich – perkusja
* Cliff Burton – gitara basowa, podkład wokalny
* Kirk Hammett – gitara prowadząca

Ocena: 10/10 !!

Prawdziwy majstersztyk
- nic tak nie zwilża pochwy jak Master Of Puppets xD